- Co byś chciała zrobić Córeczko?
- No tort, duży, wielki. I muszą być świeczki, dużo żółtych świeczek! (czyli jednak się nie przesłyszałam, ja rozumiem zrobić ciasto, babeczki, ale tort???)
- Kochanie, ale dlaczego tort? Możemy upiec ciasto, chcesz?
- NIEEEEEEE!!! Ja chcę tort, ja lubię tort! ( lubić to i ja lubię, ale jeść, a nie robić :P)
- Dobrze, zrobimy tort, ale w sobotę, jak Tatuś będzie miał wolne, ok? (szczerze mówiąc liczyłam wtedy na to, że do soboty zapomni :P)
- Dobrze, zrobimy tort, ale w sobotę, jak Tatuś będzie miał wolne, ok? (szczerze mówiąc liczyłam wtedy na to, że do soboty zapomni :P)
- NIEEEEEE!!! Dzisiaj, teraz, już!!! ( po kim Ona taka uparta i zawzięta??)
Dobra, koniec tych negocjacji. Wytłumaczę Patrycji kiedy się robi tort. Ma 3,5 roku, przecież zrozumie. Taaaaaak, na pewno zrozumie. Gdybym ja wtedy wiedziała, że tort był tylko wstępem...
- Córeczko, nie możemy zrobić dzisiaj tortu. Zrobimy go w listopadzie, jak będą Twoje urodziny. Zaprosimy gości, będziesz dmuchała świeczki...
- Ale ja chcę dzisiaj urodziny!!! (tort, urodziny, może jeszcze dmuchany zamek i klowna!?)
- Kochanie, Twoje urodziny są w listopadzie, nie możemy zrobić dzisiaj urodzin.
- Ale czemu? Księżniczka ma dzisiaj urodziny. ( noooo, dobrze, że urodziny, a nie wesele :P)
- Bo Księżniczka urodziła się w maju i dlatego ma dzisiaj. A Ty urodziłaś się w listopadzie i wtedy będziesz miała urodziny.
- Bo Księżniczka urodziła się w maju i dlatego ma dzisiaj. A Ty urodziłaś się w listopadzie i wtedy będziesz miała urodziny.
- Czemu? ( zaczyna się... nieźle się załatwiłam z tymi urodzinami...)
- Córeczko, bo każdy urodził się w jakimś miesiącu, ja w lipcu, Księżniczka w maju a Ty w listopadzie.
- A czemu w listopadzie? (trzeba mi było upiec ten tort...)
- Bo każda dzidzia jest u Mamusi w brzuszku przez 9 miesięcy, Ty też byłaś i w listopadzie się urodziłaś i wtedy masz urodziny.
- Ale ja chcę dzisiaj!!!
- Córcia, nie możesz mieć dzisiaj... Nie mamy pieniążków, żeby zrobić tort... ( tonący brzytwy się chwyta :P)
- Ja mam!!! Zaraz Ci przyniosę. ( Jej mina kiedy to mówiła warta była milion dolarów :))
- Ja mam!!! Zaraz Ci przyniosę. ( Jej mina kiedy to mówiła warta była milion dolarów :))
Patrynia pobiegła do swojego pokoju i wróciła z uśmiechem od ucha do ucha trzymając w rączce jeden, malutki, złoty pieniążek.
- Córeczko, ale to jest za mało, nie wystarczy nam...
- Wiesz co, Mamo? To ja już nic nie rozumiem. Ale chodźmy budować z klocków :)
I jak Jej nie kochać <3 ?
1 komentarz:
Hahahaha, ale się uśmiałam :)
Super pomysł z tym blogiem!
Prześlij komentarz